Moja przygoda z Trynidadem i Tobago zaczęła się w 2006 roku kiedy po raz pierwszy w życiu wylądowałam za oceanem, w tropikach karaibskiego Trynidadu, żeby… wyjść za mąż!

Nie wiedząc kompletnie czego się spodziewać, zderzyłam się z bogatą, barwną kulturą pełną muzyki, tańca, religijnej różnorodności i przepysznego jedzenia.

Już w pierwszych dniach mojego pobytu zaczęły się przygotowania do weselnego przyjęcia, które odbywało się w rodzinnym domu mojego męża. Dla mnie było to doświadczenie niemal nie z tego świata, bo gotowanie odbywało się na wolnym ogniu rozpalonym w podwórzu, w ogromnych garach, mieszanych derwnianą szpachlą.

• 

• 

• 

Wesele odbywało się w tradycji hinduskiej jako że rodzina mojego męża jest pochodzenia Indyjskiego. Niewiele ludzi zdaje sobie sprawę, że połowa populacji Trynidadu (a także innych wysp na Morzu Karaibskim tzw. Indii Zachodnich – West Indies, włączając Gujanę ktora leży w Ameryce Poludniowej) pochodzi z Indii. Ponad 200 lat temu, po obaleniu niewolnictwa plantacje na wyspach karaibskich potrzebowały taniej siły roboczej. Sprowadzono ją z Indii. Z tego też powodu kuchnia Karibów, a szczególnie Trynidadu i Tobago jest pełna indyjskich wpływów – od egzotycznych warzyw, po pszenne placki „roti” i oczywiście wszelkiego rodzaju curry i ostre przyprawy. Jedzenie serwowane na weselu było wegetariańskie, podane na ogromnych liściach bananowca. Jedzienie, oczywiście rękami. Do tego morze rumu 🙂

Dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia – do ludzi, do kultury, a w szczególności jedzenia. W tym roku, po 13 latach w końcu przyszedł czas podzielić się tą miłością ze smakoszami w Polsce.